Polskiemu rynkowi usług premium jeszcze daleko do tego co możemy obserwować na zachodzie
Luksus na miarę możliwości (Magdalena Kowalska)
Polski luksus ma zaledwie 20 lat. Początek rozwoju rynku dóbr luksusowych datuje się na pierwszą połowę lat 90. Od tej pory wiele się zmieniło, wciąż jednak nasz 20-latek nie dorasta do pięt kolegom z Zachodu.
Luksusowe jest to, co drogie, rzadkie i dobrej jakości. W przypadku turystyki kanon luksusu wyznaczyła Terra Mare, marka należąca do popularnej Triady. Firma rozpoczęła działalność w lutym ubiegłego roku. Dziś jej szefowie twierdzą, że uruchomienie biura sprzedającego tylko luksusową ofertę było strzałem w dziesiątkę. – Segment premium posiada wyjątkowy i unikalny potencjał, grupa ta cały czas się powiększa – mówi Bartłomiej Larwiński, prezes zarządu Terra Mare. – Oprócz tych, którzy już do niej należą, jest również olbrzymie zaplecze, czyli duża grupa aspirująca, która chce wejść jeden stopień wyżej w hierarchii konsumenckiej, a co za tym idzie, zaspokajać swoje nowe potrzeby – tłumaczy Larwiński.
Drogie statystyki
Według raportu Millward Brown SMG/KRC konsument dóbr luksusowych w Polsce zarabia od 7 tys. zł. netto wzwyż. – Najczęściej są to przedsiębiorcy, ludzie reprezentujący wolne zawody, a także menedżerowie czy przedstawiciele świata sztuki, którzy osiągają bardzo wysokie dochody – mówi Dominika Meinardi, dyrektor projektów zarządczych w DEMO Effective Launching, PRO Media House i DiGi Media Store. Praktycy do grupy osób, które stać na naprawdę drogie wakacje, dorzuciliby jeszcze prawników, lekarzy i finansistów. – Ci ostatni preferują raczej aktywne formy wypoczynku. To osoby stosunkowo młode, pracujące na wysokich stanowiskach na przykład w dużych bankach – opowiada Rafał Trzcionka, wiceprezes zarządu Trip Club. – Proponujemy im chociażby wakacje z surfowaniem. Oczywiście sport w tym przypadku musi być oprawiony w luksus. Nie ma mowy o hotelach gorszych niż pięciogwiazdkowe – dodaje. Trzcionka szacuje, że klienci Trip Club to osoby zarabiające powyżej 20 tys. zł. – Ceny naszych wyjazdów to ok. 20-30 tys. od osoby. Za wakacje dla całej rodziny trzeba zapłacić nawet 80 tys. Za te pieniądze otrzymuje się jednak usługi najwyższej jakości. Starannie dobieramy hotele, również z myślą o gwiazdach, tzw. celebrytach. To są miejsca, w których zazwyczaj nie bywają Polacy, co jest gwarancją pełnej dyskrecji – twierdzi wiceprezes Trip Club.
Wartość rynku dóbr luksusowych w Polsce szacuje się na ok. 7 mld zł. (2009 r.). W porównaniu z rozwiniętymi krajami zachodnimi oraz wschodem Europy polski rynek luksusu jest niewielki. – Komunizm pozbawił wiele bogatych rodzin fortun, a tym, którzy nie byli bogaci, ograniczył możliwości zarobkowe – tłumaczy Dominika Meinardi. – Dopiero od 20 lat możemy mówić o wolnym, kapitalistycznym rynku w naszym kraju. To niewiele w porównaniu z państwami, które są głównymi rynkami zbytu dóbr luksusowych. A te swoją potęgę gospodarczą budują znacznie dłużej – dodaje.
Turystyczne zbytki
Polski luksus w turystyce to przede wszystkim wysokiej klasy hotele i możliwość skrojenia oferty na miarę. – Nasza oferta, i podejrzewam, oferta innych polskich biur, jest podobna – przyznaje Joanna Jasińska ze Special Trips. – Charakteryzuje się przede wszystkim elastycznością i możliwością jej konstrukcji na życzenie klienta. Bardzo istotnym elementem są hotele najwyższej klasy, należące do sieci o światowej renomie. My postanowiliśmy pójść o krok dalej i zaproponowaliśmy naszym klientom unikalne destynacje takie jak: Brunei, KwaZulu-Natal, Amazonia i Kambodża. Zazwyczaj występują one w ofertach objazdowych o niskim standardzie, dlatego też postanowiliśmy wykorzystać ich potencjał i niewielką popularność, włączając je do turystyki luksusowej – opowiada. W grupie Triady zadecydowano, że lepiej skupić się na jakości produktu, niż inwestować w nowe kierunki. – Terra Mare jako spółka powołana do tego, żeby dotrzeć do jak największej liczby klientów z grupy docelowej oraz, co nie bez znaczenia, generować przychody i zyski dla właścicieli, organizuje wypoczynek w najbardziej znanych destynacjach – krótko podsumowuje ofertę firmy jej prezes.
Półprzepych po polsku
To właśnie problem opłacalności zdaniem Dominiki Meinardi najlepiej charakteryzuje polski rynek produktów i usług luksusowych. – Prawdziwy luksus to produkty lub usługi, które oferują unikalną jakość i z tego wynika ich wysoka cena, a co za tym idzie – niedostępność – tłumaczy Meinardi. – Aby utrzymać kosztowną linię produkcyjną czy serwis, firma musi mieć gwarancję popytu na dane dobro na odpowiednim poziomie. Ponieważ polski rynek dóbr luksusowych jest stosunkowo niewielki, producenci i usługodawcy oferujący prawdziwy luksus nie przetrwaliby na nim zbyt długo – przekonuje. – Myślę, że to jest problem mylenia pojęć – stwierdza Rafał Trzcionka. – W Polsce dość często luksusem jest nazywane coś, co na zachodzie jest pół- czy wręcz ćwierćluksusem. Mówię tu o tej trochę lepszej ofercie popularnych touroperatorów, czyli o wyjazdach za 5-6 tys. od osoby, powiedzmy do jakiegoś egzotycznego kraju. Prawdziwy luksus kosztuje dużo więcej. I niekoniecznie chodzi tylko o bardzo dobry hotel czy egzotyczne miejsce Na Zachodzie ludzie coraz częściej uciekają od murów. Wybierają na przykład ekskluzywne namioty w Afryce Południowej czy włoskie kempingi dla bogatych z przyczepami rozstawionych tuż nad brzegiem morza – opowiada. Na takie uproszczenia oburza się Bartłomiej Larwiński. – To jest kolejny powód, dla którego warto w tym segmencie działać, zmieniać rzeczywistość i obalać stereotypy – przekonuje. – Retoryką i argumentami niewiele osiągniemy. Trzeba przygotować najlepszy możliwy produkt, spełnić daną klientowi obietnicę w stu procentach i koniecznie dołożyć jeszcze coś, co spowoduje, że poczuje się on wyjątkowo – dodaje.
Tropikalny owad za koszulą lub piekielny ziąb za 15 tysięcy
(Joanna Morawska)
Luksus to nie tylko superekskluzywny hotel i kolorowe drinki z parasolką sączone w cieniu palmy na dzikiej plaży. Nie brakuje ludzi gotowych zapłacić ciężkie pieniądze za to, by móc wypić szklankę dobrej whisky na Antarktydzie albo przedzierać się z maczetą przez dżunglę i podróżować w skrajnych warunkach przez pustynię.
Takich osób jest coraz więcej i wbrew pozorom największą grupę stanowią wcale nie młodzi, nowobogaccy szaleńcy, lecz stateczni, dobrze sytuowani biznesmeni pod pięćdziesiątkę – prezesi rozmaitych przedsiębiorstw i kadra menedżerska.
Takie pomysły realizuje m.in. Biuro Podróżników „Flugo” z Bydgoszczy. W głównej mierze są to wyjazdy robione na zamówienie dla małych grupek przyjaciół lub rodzin. Można sobie zażyczyć cokolwiek, nawet kwaterowanie się w słynnym hotelu Burj al Arab w Dubaju z wysiadaniem prosto z helikoptera na wybranym piętrze obiektu. – Nasi klienci najczęściej łączą zakwaterowanie w najelegantszych hotelach z ekstremalnym, wyczerpującym fizycznie programem, na przykład wyprawą w góry Indonezji z obstawą lokalnych rangerów czy wielodniowy rajd po pustyni z kolacją w grocie skalnej lub pod gołym niebem wraz z noclegiem w ekskluzywnych, bogato wyposażonych namiotach – wymienia Rafał Sikorski, organizator imprez z biura Flugo. Według naszego rozmówcy organizacja takich wyjazdów to trudna rzecz, omówienie szczegółów wymaga dużo pracy, a kontrahent musi być sprawdzony i naprawdę solidny. Zwolenników tego typu wypoczynku wciąż przybywa, biuro Flugo notuje rokrocznie średnio 40-procentowy wzrost sprzedaży. – Chociaż skutki kryzysu w zeszłym roku dały się odczuć branży turystycznej, myślę, że bogaci ludzie zawsze będą mieć pieniądze na to, by sobie pozwolić na taką wyprawę. Z początkiem tego roku mieliśmy dobry start, sprzedały się na razie cztery wyprawy. Niby to niewiele, jednak gdy każda z imprez daje średni obrót ok. 50 tys. dol., daje nam to obraz, o jakiego typu wyjazdach mówimy – mówi Rafał Sikorski.
Nietypowe wyjazdy organizuje również Fundacja Marka Kamińskiego. Z towarzyszeniem samego jej założyciela lub innej znanej osoby, np. podróżniczki Beaty Pawlikowskiej albo alpinisty Leszka Cichego, można było zwiedzić biegun północny, przemierzyć tropikalną dżunglę lub zdobyć Kilimandżaro. W maju ubiegłego roku ten obszar działalności Fundacji został tymczasowo zawieszony, a obecnie jest w fazie reaktywacji. Ma także zyskać nową formułę. Na październik jest planowana wyprawa do dżungli amazońskiej z antropologiem Markiem Wołeczką, z którym uczestnicy odwiedzą plemię Bora i przyjrzą się z bliska jego codzienności. Fundacja jest w stanie zorganizować cztery duże ekspedycje rocznie, przeznaczone dla 10-13 osób, w cenie od 11 do 15 tys. zł. Od tego roku będą one miały charakter kulturowo-edukacyjno-pomocowy, w planach jest także nawiązanie współpracy z firmą farmaceutyczną, która ufunduje podstawowe leki i środki odkażające dla lokalnych społeczności. – Postanowiliśmy także zrezygnować z narzutu, który był wliczony w ceny poprzednich wypraw. Chcemy odejść od modelu biura podróży, które jest nastawione wyłącznie na zysk. Ceny imprez będą zawierać tylko koszty organizacji i obsługi. Chodzi nam przede wszystkim o to, by uczestnicy zetknąwszy się z nieznanym, mieli poczucie, że doświadczają czegoś wyjątkowego, a zarazem robią coś pożytecznego dla innych i mieli poczucie bezpieczeństwa, a tubylcy otrzymali niezbędną pomoc. Jedni od drugich mogą się też wiele nauczyć – mówi Beata Szadziul, koordynatorka projektów w Fundacji Marka Kamińskiego.
Powiedz „tak” na końcu świata (MAK)
Wymarzona ceremonia ślubna może odbyć się na piaszczystych plażach Bali, Zanzibaru czy Seszeli. Istotne jest słoneczne ciepło, wskazany jest też lekki podmuch wiatru.
Płatki róż powinny wirować w powietrzu, a nad stylowymi stołami rozstawionymi pod palmami lśnić lampiony, to tylko niektóre z wymagań klinetów, którzy chcą się pobrać w tropikach. Co roku na takie przeżycia decyduje się ok. 80 par narzeczonych. Biura organizują więc coraz chętniej już nie tylko podróże poślubne, ale i poprzedzające je ceremonie. Na taką ofertę stawia coraz mocniej między innymi biuro Trade & Travel Company. Najważniejszy dzień w życiu można z nim przeżyć między innymi na Malediwach, Sri Lance, Mauritiusie czy wyspie Fidżi. Specjalną ofertą jest Kana Galilejska w Izraelu.
– Rokrocznie rośnie ilość miejsc na całym świecie, w których możemy zorganizować ceremonię ślubną. Również zainteresowanie jest coraz większe – mówi Joanna Szydłowska-Bartniak. Kierownik działu sprzedaży i marketingu biura Trade & Travel Company.
Narzeczeni mogą wybrać dowolne miejsc na ziemi spośród ok. stu kierunków. Stroną organizacyjną zajmuje się w całości biuro podróży z uwzględnieniem pomysłów i wyobrażeń młodej pary. Średnia cena takiej usługi wynosi ok. 2 tys. dol.
W skład ceny wchodzi aranżacja ślubu wraz z przygotowaniem dokumentacji, celebrant (przedstawiciel urzędu cywilnego posiadający uprawnienia do udzielania ślubów), akt ślubu, przygotowanie miejsca na plaży czy w innym specjalnym miejscu wraz z jego dekoracją, tort, a także usługi fotografa. Popołudniem lub wieczorem organizowana jest specjalna kolacja.
Turystyka z włoskim szykiem (MKK)
Organizator wyjazdów luksusowych, biuro Trip Club, przygotowało dla swoich klientów wyjazd na zakupy do Włoch. Osoby, które wezmą udział w wyjeździe odwiedzą butiki tak znanych marek i projektantów jak Bulgari, Dolce & Gabbana czy Prada. Noclegi zarezerwowano w Hotel L’Ostelliere, który jest odrestaurowaną XVII-wieczną posiadłością usytuowaną w regionie Monterotondo, pośród wzgórz Gavi. Za wyprawę po ekskluzywne ubrania klienci touroperatora zapłacą 3985 zł.Wyjazd planowany jest w terminie 18-21 marca 2010.
Jazda po komfort (MAK)
Fanclub rozbudowuje swoją flotę autobusową o modele autokarów belgijskiej firmy Van Hool. – Nowe van hoole to najwyższa półka autokarów, gwarantująca nie tylko wygodną pracę kierowcom, ale też najwyższy standard i bezpieczeństwo podróżowania turystów – zachwala Tomasz Rose, kierownik transportu w Funclub. Komfort jazdy odczują zwłaszcza pasażerowie, model T919 Altano posiada 64 skórzane fotele, a dwupiętrowy model TD927 Astromega wyposażony jest w 80 luksusowych miejsc. Zwiększona została również przestrzeń między siedzeniami. Autokary zaopatrzone są m.in. w ekspres do kawy, mikrofalówkę, lodówkę, odtwarzacz DVD i telewizję satelitarną.
Luksus tkwi w szczegółach (JM)
Drobne eleganckie smaczki w ofertach turystycznych oraz słowa wytrychy typu: „VIP”, „premium”, „prestige”, pojawiające się w tytułach katalogów sprawiają, że przedstawione w nich propozycje bardziej nęcą. Choć komfort kosztuje, chętnych nie brakuje. A przed tym rynkiem w otrząsającej się właśnie po kryzysie Polsce stoją świetlane perspektywy rozwoju.
Oferta TUI Premium na sezon letni 2010 weszła do sprzedaży 9 grudnia, jako jeden z czterech z nowego układu katalogów. Znalazły się w nim hotele wyselekcjonowane pod kątem wyrafinowanych gustów i wymagań klientów. Są to obiekty pięcio- i sześciogwiazdkowe, oferujące takie atrakcje i usługi jak pola golfowe, rozbudowana sekcja wellness, fitness, wykwintna kuchnia itp. Dodatkowo klienci mogą skorzystać z szeregu innych udogodnień jak np. prywatny transfer do lub z hotelu, zwiększony do 30 kg limit bagażu oraz bogatsze menu na rejsach liniami Condor, a w hotelach czekają na nich niespodzianki, np. szampan lub kosz owoców na powitanie czy bezpłatny przewodnik książkowy.
W tej chwili w ramach oferty Premium są dostępne następujące kierunki: Karaiby, Afryka, Azja, Ocean Indyjski i Europa. Po raz pierwszy również ceny są kalkulowane w złotówkach, a nie jak dotychczas w euro. – Produkt wprowadziliśmy po uprzednich przemyśleniach i analizach. Znamy wymagania trafiających do nas klientów, a przy tym trzeba zauważyć, że rynek usług premium oraz siła nabywcza Polaków rosną, w związku z czym zainteresowanie naszą ofertą jest duże – mówi Piotr Haładus, dyrektor marketingu TUI Poland.
Biuro Mag-Mar VIP oferuje cały program VIP takich firm jak TUI, Neckermann i Sun & Fun, jak również własny program z kartami stałego klienta, który obejmuje rezerwację miejsca parkingowego na lotnisku oraz transport na lotnisko i z niego taksówką na terenie Warszawy. Już podczas zakupu wycieczki klient jest obsługiwany ze specjalnymi względami: podczas wizyty w biurze jest częstowany kawą, herbatą lub zimnymi napojami (sokiem lub wodą) i czymś słodkim, a na jego życzenie wszelkie dokumenty podróży (umowa zgłoszenia, warunki uczestnictwa) i katalogi są dostarczane bezpośrednio do niego (door to door).
– Od momentu wprowadzenia tej oferty przez touroperatorów korzystało z niej ok. 5 proc. klientów. Natomiast dzisiaj już cieszą się ogromnym powodzeniem, szczególnie TUI Premium, więc spodziewamy się w roku 2010 wzrostu sprzedaży tych pakietów – mówi Katarzyna Moskot, kierownik biura Mag-Mar VIP.
Mniej więcej co drugi pakiet sprzedany przez biuro Mag-Mar VIP pochodzi z któregoś z prestiżowych katalogów. Tym, co wpływa na ten stan rzeczy, jest przede wszystkim odczucie klienta, że jest obsłużony z najwyższą starannością w pełnym cyklu: od touroperatora lub agenta przez przewoźnika po hotelarza i kelnera.